Córka, która sprzedała matkę Irena Powell

Brak w magazynie

80,00 

Córka, która sprzedała matkę Irena Powell

Chciałabym, żeby to moja mama opowiedziała swoją historię, żeby przemówiła swoim własnym głosem, ale gdy ją do tego zachęcałam, uparcie odmawiała. Raz, kiedy uznała, że zbytnio nalegam, zareagowała ostro:
– Moje życie nie jest na sprzedaż!
Podejrzewam, że kierowało nią przeświadczenie, którego nabyła w ciągu długich lat, że nikt, kto nie przeżył tego, co ona, lub kto nie dzielił z nią jej doświadczeń, nie będzie umiał w pełni pojąć tego, co przeszła. Czasem udawało mi się ją namówić, żeby mi pozwoliła jakiś fragment nagrać na taśmę, ale resztę wydarzeń przedstawiam tak, jak je zapamiętałam z jej relacji.
A opowiadała jakby pod przymusem, kompulsywnie, często – jak sama mawiała – „wbrew własnemu rozsądkowi”, nigdy nie zmieniając tonu głosu ani żadnego słowa. W efekcie wryły mi się w pamięć całe zwroty, zdania czy większe fragmenty. Wobec tego, kiedy z wiekiem mamę zaczęła zawodzić pamięć (a dożyła ponad dziewięćdziesięciu lat) – fakty zaczynały się mieszać, a chronologia plątać – umiałam odgrywać rolę suflera. Czasem niemal mam wrażenie, że ta książka została nie tyle „napisana”, ile podyktowana głosem, który wciąż wyraźnie brzmi w moich uszach, chociaż jej samej nie ma już od prawie dziesięciu lat. Próbowałam zachować charakterystyczne cechy i oryginalny charakter tej opowieści – tę emfazę, ten ton pogardy, ten gniew i ten humor, które sprawiały, że to była jej własna, niepowtarzalna opowieść. (…)
W samej naturze tego rodzaju narracji leży pewna fragmentaryczność; niektóre zdarzenia z życia mamy bardzo wyraźnie wryły się w jej pamięć, nad innymi nigdy się nie zastanawiała i nie miała zamiaru się zastanawiać, a jeszcze innych po prostu nie pamiętała. Nawigacja po morzu wspomnień, szukanie powiązań, łączenie fragmentów w jeden spójny obraz niczym układanie kawałków puzzli – wszystko to składało się na zadanie, jakie sobie postawiłam, postanawiając napisać tę książkę. (…)
Mam silne przekonanie, że historię mamy należy opowiedzieć, mimo wszelkich braków i niedociągnięć. Jest świadectwem ocalonej z Holokaustu, a każdy przypadek takiego cudownego ocalenia w warunkach „nowego ładu”, w którym Żydzi nie mieli prawa do istnienia, powinien zostać opisany. Mój ojciec, jeden z tych, którzy się uratowali z Holokaustu, pozostawił własne częściowe świadectwo w materiałach Instytutu Historii Wizualnej i Edukacji Fundacji Shoah [Uratowani z Shoah, Roman Janicki, 1996] – coś, na co moja matka nigdy się do końca nie zdecydowała. W jej opowieści ojciec nie zajmuje znaczącej pozycji. Poza krótkimi okresami wspólnego życia, pozostawała w znacznej mierze zdana na własne siły.
W miarę, jak się starzała, jej ból i poczucie straty nie tylko nie łagodniały, ale przeciwnie: nabierały mocy i intensywności. Jej potrzeba pamięci stawała się coraz bardziej obsesyjna i coraz bardziej ją zżerała – niemal wprost proporcjonalnie do upływu lat. Siwowłosa i drobna, zgarbiona na skutek osteoporozy, otulona szlafrokiem, ta krucha kobieta nosiła w sobie wściekłość na świat, który chciał zapomnieć o przeszłości, powodując ból niezagojonych ran. Zarysy emocjonalnego krajobrazu mojej matki ukazały mi się nagle dopiero, kiedy zaczęłam jej czytać Los utracony Kertésza. Węgierski pisarz Imre Kertész, ocalony z obozu zagłady, laureat literackiej Nagrody Nobla, też odkrył u siebie po wojnie tę niezgodę ze światem, który chciał zapomnieć i po prostu dalej zajmować się własnym życiem. Komitet Noblowski przyznał Kertészowi nagrodę „za pisarstwo, które podtrzymuje kruche doświadczenie jednostki w zderzeniu z barbarzyńską arbitralnością historii”. Nie umiałabym znaleźć lepszych słów, żeby opisać determinację mojej matki, która kazała jej raz za razem powracać do tych opowieści i nalegać, żebyśmy ich słuchali. Oby ich wprowadzenie w domenę publiczną ukoiło gniew jej duszy.
Ale muszę opowiedzieć tę historię także dla samej siebie. Książka wyrosła z mojej chęci zapewnienia mamy, że jej doświadczenia nie zostaną zapomniane, ale proces jej pisania otworzył mi oczy na dziedzictwo „drugiego pokolenia” – posiadania rodziców, którzy ocaleli z Holokaustu. Burzliwe i złożone relacje między ocalonymi i ich dziećmi, naznaczone napięciami i niespełnionymi oczekiwaniami obu stron, są dziś zjawiskiem dobrze znanym…